Relacja Łukasza z rejsu po archipelagu.

A to relacja Łukasza (stałego bywalca Berga) z rejsu po Svalbaldzie.

„Po długim locie i trzech przesiadkach w reszcie udało mi się dotrzeć do Lonyearbyen. Załoga z poprzedniego rejsu była w znakomitych nastrojach i sypała anegdotami z rejsu jak z rękawa. Niestety dla nas większość dotyczyła silnych wiatrów i towarzyszącego im zimna. Dodatkowo padający śnieg nie nastrajał optymistycznie. Jak się później okazało nasze obawy co do pogody okazały się mocno na wyrost. Pierwszego pełnego dnia tutaj wybraliśmy się na krótki spacer po mieście, wizytę w muzeum i wycieczkę do nieczynnej kopalni węgla.Rejs w towarzystwie Andrzeja który jest górnikiem, po górniczych miejscowościach zapowiadał się ciekawie. To uświadomiło nam, że my z naszymi polarami, bielizną termiczną i oddychającymi sztormiakami nie mamy źle i dwa tygodnie tutaj będzie czystą przyjemnością. Wylewne pożegnanie z poprzednią załogą przeciągnęło się nieco i powoli zaczęły nam się przestawiać godziny funkcjonowania. Następnego dnia zrobiliśmy zakupy w całkiem dobrze zaopatrzonym markecie i lżejsi o ilość gotówki znacznie większą niż za takie same zakupy w Polsce (chleb najtańszy 15zł ale jeszcze dzisiaj można go spokojnie jeść) wróciliśmy na jacht i przygotowaliśmy się do wypłynięcia.

O północy 3 czerwca oddaliśmy cumy i wypłynęliśmy na północ w poszukiwaniu przygód. Wiatr oczywiście dostaliśmy od razu w dziób i żeglowanie okazało się na tyle męczące i zimne, że Artur po kilku godzinach orania morza postanowił się schować do zacisznej zatoki. Tam zrobiło się tak przyjemnie, że przespaliśmy prawie 12 godzin i z eksploracji brzegu nie wyszło nic. Na szczęście wiatr się uspokoił i mogliśmy spokojnie dotrzeć do Ny Alesundu. Jak się okazało byliśmy tam pierwszym jachtem w tym roku. Ny Alesund to podobno najbardziej na północ wysunięta społeczność na świecie a ta społeczność to naukowcy z całego świata prowadzący tam swoje badania. Ale jest sklep z pamiątkami i muzeum które mimo że zamknięte (remont) to otwarte. Tutaj niczego się prawie nie zamyka. Po małych zakupach w sklepie z pamiątkami dla turystów i alkoholem i słodyczami dla tutejszych wróciliśmy na jacht. Okazało się, że będziemy mieli na jachcie gości i przy okazji wycieczkę do Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie. Jeszcze krótka wizyta pod lodowcem i tradycyjny toast whisky z lodem z lodowca (dostaliśmy od Artura dyspensę na ten jeden raz) i rozpoczął się powrót w stronę Longyearbyen. Po 24 godzinach spokojnego pływania dotarliśmy do opuszczonego rosyjskiego miasteczka Pyramiden. Niestety warunki lodowe pozwoliły jednie na oglądnie przez lornetki ale widoki robiły niesamowite wrażenie. Udało się za to zejść na ląd w nieodległej zatoce Skansbukta gdzie spotkaliśmy Norwegów urządzających sobie piknik w starej chacie przy kopalni. Nie bardzo wiemy co tam wydobywali ale nasyp pod kolejkę był zrobiony z marmuru. Jeszcze tylko kilka godzin rejsu i wróciliśmy do Longyearbyen aby czekać na dwóch naukowców z Polski których mieliśmy zabrać do Hornsundu. Przy okazji okazało się, że 8 i 9 czerwiec to tutaj święto i wszystko prawie pozamykane. Jedyny czynny sklepik wyczyściliśmy prawie ze wszystkiego do przygotowywania posiłków. Po krótkim śnie wypłynęliśmy na południe słuchając opowieści Adama i Tomka o historii Svalbardu i Polskiej Stacji Badawczej. Doba rejsu minęła bardzo szybko i rzuciliśmy kotwicę przy stacji w pełnym blasku polarnego słońca. Zostaliśmy powitani bardzo gorąco i z polską gościnnością. Wycieczka po stacji i spacer do lodowca Hans, który badają nasi towarzysze podróży były bardzo ciekawe i pouczające. Niestety planowane terminy lotów do Polski nie pozwalały nam na dłuży pobyt u naszych naukowców i trzeba było podnieść kotwicę i wracać. I znowu 22 godziny przyjemnej jazdy na silniku po gładkim morzu i jesteśmy w Longyearbyen. I znowu mamy piękne słońce i ciepło jak na tą szerokość geograficzną. Niestety trzeba się szykować do powrotu bo bilety kupione a następna załoga lada moment pojawi się na jachcie. A zostałoby się jeszcze dłużej…

Kilka ciekawostek o całym rejsie. Pływaliśmy głównie na silniku (na około 100 godzin 90 zrobiliśmy na silniku) pokonując około 450 mil. Pogoda nam dopisywała, temperatury na zewnątrz wahały się między 3 a 15 stopniami (to w słońcu) i nie padało. Dzień polarny poprzestawiał nam godziny funkcjonowania dosyć mocno. Po kilku dniach wstawaliśmy około 15 a nocne Polaków rozmowy potrafiły się zacząć około 3 i przeciągnąć do 10. Ceny w sklepach znacznie wyższe niż w Polsce ale co ciekawe podobno niższe niż w samej Norwegii.

A tak w ogóle to było super i już się chce tu wracać. Bo gdzie indziej można opisywać wrażenia z rejsu o 1 w nocy patrząc na słońce w pełnym blasku.

Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich a szczególnie załogi Polskiej Stacji Polarnej przesyłają Artur, Andrzej i piszący te słowa Łukasz. Koniecznie odwiedzajcie daleką północ bo naprawdę warto. Zwłaszcza w dobrym towarzystwie.

TROCHĘ WIĘCEJ ZDJĘĆ Z TEGO REJSU W GALERII

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.