Rejs morski nr 4/2010 – krótka relacja.
Start: Trondheim – 29.05.2010
Meta: Tromso – 12.06.2010
Postój | Żagle | Silnik | Mm |
188 | 66 | 64 | 548 |
Załoga zaokrętowana w składzie:
I wachta: Ania
II wachta: Asia (zdjęcie) i Paweł (zdjęcie)
III wachta: Teresa i Michał – ZDJĘCIE
Odwiedzane porty: Rorvik,Bodo,Reine,Henningsvaer,Raften,Risoeyhamn
Trzeba przyznać, że widokowo rejs fantastyczny. Lofoty to miejsce piękne. I nawet Artur – choć jego stoicki charakter kłóci się nieco z wyrażaniem takiego zachwytu – potwierdza to za mną.
Początkowo dostaliśmy nieco „w kość” od pogody. Na trasie do Bodo bardzo dużo deszczu i mgieł. Zimno. (Od tego deszczu to urosło mi się nawet – dowód tutaj)
Na szczęście pogoda na Lofotach odpłaciła nam z nawiązką. Z Reine „wachtami”* wybraliśmy się na zwiedzanie wyspy i każdy na swój sposób dotarł do ostatniej miejscowości na wyspie – A (po norwesku zanczy to „tam, daleko”). Asia z Pawłem w jedną stronę dojechali busem, a wrócili spacerem. Teresa z Michałem całą drogę przebyli pieszo… a ja sprytnie pożyczyłam rower od polskich rybaków.
Jadąc „moją kozą” czułam się trochę jak Kazimierz Nowak. Co prawda dystans i klimat nieco inny… ale też „Tam i z powrotem” :). Już w połowie wycieczki stanowiłam całość z moim rowerem (tutaj dowód). Przyświeciło słońce i w krajobrazie wreszcie pojawił się kolor błękitny. Widoki bajkowe – strzeliste góry z łatami śniegu i małe kolorowe domki. Wszędzie stojaki z suszonym dorszem (choć to jeszcze nie pełnia sezonu na stokfisza). Było słonecznie i błogo (i zimno też trochę). Na ziemię sprowadzał smrodek stokfiszy, ale i dopełniał obrazu… to po prostu zapach Lofotów… A wieczorem zrobiło się magicznie.
Odbył się również pokaz mody nowego kreatora i modela (w jednym) Lofoty 2010. Styl sportowo-elegancki. Połączenie polara, dresów i marynarki z gumiakami. Wygodnie i elegancko… oraz ciepło. (zdjęcie)
Z Reine popłynęliśmy do Henningsvaer. Małe rybackie miasteczko, do którego wpływa się wzdłóż domków portowych. Dość malowniczo.
Potem był jednomilowy Trollfiord z wielką ścianą skalną opadającą pionowo do wody. Ładnie.
Do Tromso udało nam się dopłynąć na żaglach… widać nie zawsze biednemu wiatr w oczy ;)
*Artur popłynął na ryby – nałowił dużo.