O rety! Chyba ze 100 dni płynęliśmy! Wiatry słabe, zmienne. Nawet jak z rufy to za mało żeby odstawić silnik… W efekcie 3,5 doby na silniku. Oj chwalimy sobie obecną ciszę. Stoimy w porcie Leirvik. Udało nam się nałowić całą masę dorszy (że aż Paweł stracił rachubę w liczeniu) i już jesteśmy po pyszniutkiej kolacji.
Mieścina całkiem miła, ale port już mniej. Tuż obok jest fabryka przetwarzająca ryby – dobrze, że przez internet nie czuć „zapachu” wody w basenie portowym.
Zwiedzając dziś Leirvik nie znaleźliśmy ani jednego sklepu. Za to jest hurtownia piwa z lokalnego browaru, a przy niej bardzo duży ruch. Wzieliśmy dwa rodzaje – dobre dobre!
Jeśli chodzi o owce, to zatrzęsienia nie ma, ku memu rozczarowaniu. Dwie, jak na razie obfotografowałam – na sweter się nadadzą :)
Mapka rejsu TUTAJ