Z wyspy Heimaey.

I tak oto Islandia postanowiła nam udowodnić, że jest ładna. Już trzy dni stoimy na wyspie Heimaey. Można powiedzieć, że nie jest źle, bo przed chwilą poznaliśmy Norwega, który w zeszłym roku czekał dwa tygodnie na zmianę wiatru… dziś nie czekał – popłynął pod wiatr. My planujemy wyjść jutro… ale już nie zapeszam.

Wyspa mimo iż mała jest całkiem zajmująca. Można wdrapać się na wulkan, który w 1973 roku zalał część miasta i dobudował spory kawałek wyspy (teraz jest tam tor crossowy). Dziś byliśmy na drugim końcu wyspy – podziwiać widoki i szukać maskonurów. Wyniki poszukiwań: maskonur – sztuk jedna, foki – sztuk dwie.

Poza tym jest basen z ciepłymi źródłami. A Artur nałowił dziś ryb więc była pyszna kolacja.

Towarzyszą nam Ania i Paweł. Paweł to dociekliwy żeglarz, który postanowił zmienić definicję ciśnienia atmosferycznego i cały czas „ciśnie” Anię, która jest fizykiem atmosfery… ot… tak tam sobie na wzorach coś dyskutują :)… sztuki tajemne!

MAPKA Z REJSU >>TUTAJ<<