Dublin – dla nas ostatnie miejsce do zamieszkania. Nie podoba nam się i już. Stoimy na szczęście w odległej północnej dzielnicy Dublina – Howth. Jest tu ładnie, ale niestety od soboty leje.
Wiatry „południowoniefajne”. Jutro czekamy dalej na poprawę. Morale załogi podupada, ale co począć.
My się trzymamy, bo też i mamy trochę przyjemności – wizytujemy przyjaciół tu mieszkających.
Załapałam się (mimochodem) na demonstrację „anty Tony Bleir”. Nie rzucałam jajkami, bo dopiero szłam na zakupy (a i tak było by mi szkoda – a Artur na pewno by nie wybaczył takiej przesadnej rozrzutności)… i w ogóle tak do końca nie wiedziałam o co chodzi, ale dzielnie się GAPIŁAM.
Poza tym pracuję nad zaległościami zdjęciowymi… a żeby nie być gołosłowną już wkleiłam zdjęcia oraz relację z rejsu 7 (TUTAJ).