Baśka wbrew obawom jej przyjaciół nie rozniosła jachtu swą energią (pozytywną)… Paweł wreszcie się wyspał, Jurek schudł (choć nie rzuca się to mocno w oczy), Łukasz zrobił opaski na końcówkach wszystkich dostępnych lin (i już się za palce nasze zabierał), a Marta dopłynęła na swoją MARTYnikę. Artur wyczytał wszystko co było możliwe, a ja nadal nie nauczyłam się hiszpańskiego.
Zdarzyło się wiele, choć właściwe prawie nic… wyspa Sal skąd rozpoczynaliśmy rejs jest odeległa teraz nie o 2100 Mm, ale o tyle lat świetlnych. Atlantyk przeleciał szybko (może nawet zbyt), zlepił się w parę głupawek atlantyckich*, kila pysznych obiadów, trochę pracy przy żaglach, wizytę ptaszka (i jego podejrzaną śmierć na wachcie Baśki), jedną złowioną rybę, początkowo księżycowe noce, a potem całkiem gwieździste i nieskończoność rozmów, opowieści i sytuacji zabawnych, które tylko w tym towarzystwie i w tym momencie były śmieszne – czyli nie da się tego opowiedzieć.
2400 Mm zamieniły się w tysiąc zdjęć… o ja biedna! Co z tym teraz zrobić?!
Karaiby jak na razie okazały się bardzo przyjemnym miejscem (choć nieco drogim). Barbados już na zawsze pozostanie najfajniejszy – bo pierwszy…
St Lucia będzie mi się kojarzyła z porannymi okrzykami sprzedawców na kotwicowisku „fresh breeeed” oraz moją wyprawą z Łukaszem i Jurkiem do pobliskiego miasteczka zakończoną w połowie drogi degustacją rumu kokosowego z mlekiem pod supermarketem oraz konkluzją, że picie mleka powoduje poranny ból głowy.
Martynika pozostanie Marty, Paweł wiążąc węzeł płaski będzie miał w pamięci Ekscelencję, która go tego nauczyła, a Jurek kiedyś skracając pasek będzie myślał: „Że też na Atlantyku tak nie schudłem” ;).
*Głupawka atlantycka – napady bardzo dobrego humoru podczas, których większość załogi zachowuje się irracjonalnie. U nas pojawił się na jachcie maharadża, Baśka oświadczyła, że nic nie powie przez 5 MINUT, a ja (Ania) otrzymałam „ksywkę” EKSCELENCJA (ech, że też trzeba ludzi aż na środek Atlantyku wyciągnąć, żeby odkryli właściwą osobę na właściwym miejscu ;)).
Eeeeech! Nic nie napiszę!
Waldek
To ja też nic.
Relacja super; czuję sie tak, jakbym była z Wami; buziak
uffff…..
Zdjęcia są jak zwykle super. Jestem z Wami.
…i jeszcze dodam, że najbardziej podoba mi się zdjęcie „przez 5 minut nic nie powiem”
Aniu uwielbiam twoje relacje z podróży…Ciebie zresztą też -:) … dziękuję Ci za to przekazane ciepełko…pozdrawiam
Samych pomyślnych wiatrów – sucesu
Witajcie.Chociaż na lądzie czuję się najbezpieczniej to po tych relacjach chciała bym tam być.Pozdrawiam gorąco.(Czy doszło zdjęcie jachtu-Michałek bardzo się starał).
Pierwsze zdjęcie ! I to RWG ! Myślałem, że jest 2200 Mm
Hej żeglarze, Marto i Pawle a teraz gdzie jesteście M
Właśnie z Mancią oglądamy Wasze zdjęcia;)Czy ta woda rzeczywiście jest taka niebieska???:)A te placuszki i naleśniczki…miodzio…:)Do zobaczenia już niebawem!:)
Wasza Ekscelencjo!
Nader uprzejmie i równie stanowczo informuję, iż – wbrew wszelkim pogłoskom – schudłem 5 kilo, na co mam świadka, a mianowicie wagę. Zdjęcie świadka, na życzenie, dostarczę.
No i ledwo wróciłem, a już do Was tęsknię.
Wasz Jurek
buuuuu a tu zima i mróz…
widzę ze kulinaria zdominowały galerię… smakowicie się pożywiacie ;-)))
pozdrwionka
Jurku! Zatem oficjalnie „odszczekuję”, zwracam honor i gratuluję schudnięcia…