Ruszył sezon… czyli Berg wystartował z Fuerteventury. Po zwodowaniu nie obyło się bez nieplanowanych prac bosmańskich – a jakże… przecież zawsze coś jeszcze wymaga poprawienia… Za wielu informacji nie mam, gdyż (Ci co uczestniczyli w którymkolwiek z naszych pierwszych rejsów to wiedzą) kontakt w tych dniach z Arturem jest utrudniony… a gdy na koniec utopiła się ulubiona maszynka do strzyżenia – kontakt się urwał :)
Na morzu jednak spokój powrócił, choć warunki kiepskie… są za Lanzarote, 20 węzłów w dziób, ale płyną… Następna łączność, mam nadzieję „gdzieś” za tydzień.
P.S. Przydałaby się taaaaka śrubka :)