Stoimy na kotwicowisku w Seixal. Pogoda kapryśna, dużo wiatru, a słońce wcale nie takie gorące… Miasteczko malutkie, uliczki wąskie, stare zaniedbane i bardzo „klimatyczne”… ludzie przesympatyczni – oczywiście gadając po portugalsku dziwią się naszemu milczeniu :)
Zatoczka jest bardzo płytka – na niskiej wodzie odbywają się „muszlowe żniwa”. Artur też nazbierał – całe dwie znalazł… na szczęście poratował nas „lokalny zbieracz” i wczoraj była kolacja z owoców morza.
Udanych wakacji.! Jak ten czas leci, niedawno były wieści że pojawił się na świecie nowy żeglarz, a tu już urzęduje w kapoku! Gratulacje! Widać że przy kole sterowym przy kole sterowym czuje się znakomicie. Maciej