Na Bergu przez dwa dni mieszkał sobie – pies-żeglarz – z sąsiedniego jachtu. Jego właściciel miał wypadek i psiak szybko „zmienił lokal” :) Widać wyczuł, że Artur nie ma z kim pogadać – tak jak lubi… (tak, tak pozwalam sobie na nutkę ironii :))
Żeby więc nie było, że na Berga „nawet pies z kulawą nogą” nie zagląda – oto dowód – Salidre – cztery łapy – zdrowe.
Poza tym życie na Fuerteventurze płynie powoli*… na oczekiwaniu… dźwig się popsuł i już drugi tydzień trwa naprawa – a raczej dopiero i tylko… Artur popędza wszystkich – chyba przestaną go lubić, bo po co ten pośpiech? Obiecali „na piątek” czyli „na jutro”… zoooobaaaaczyyyymy.
*powoli ale nie leniwie… bo zawsze jest coś do zrobienia… chociażby kawa :)
Jaki Berg czyściutki! Pełna klasa!
Fakt.. ale „remont” już się zaczął więc pewnie i twórczy bałagan zapanował :)