W roku 1998 wracałem z kolejnego rejsu z mocnym postanowieniem, że od tej pory będę pływał tylko na sprawnych jachtach… czyli na własnym. Szybko udało się znaleźć kadłub w surowym stanie wraz z częścią osprzętu.
Ten etap budowy jest chyba najłatwiejszy. Następny etap, to przewiezienie kadłuba na miejsce budowy. Tu „świeży” armator powinien mieć mocne nerwy, bo kiedy widzisz na liczniku, że samochód ciągnący Twój jacht pędzi z prędkością 100km/godz to zaczyna pracować wyobraźnia przy każdym ostrzejszym zakręcie. Udało się ! Jacht stoi na placu budowy (prawie w centrum miasta) i oczywiście wzbudza duże zainteresowanie – Panie a to statek jest? a to na wodzie się utrzyma? a do morza to daleko!. Szybko należy przystąpić do kolejnego etapu, czyli budowy „hangaru” nad jachtem – i od deszczu zasłoni i pytania wyciszy. Namiot stoi i można nareszcie zacząć właściwe działania, czyli pracę przy jachcie. Pierwsza sprawa, to rozplanowanie wnętrza, zaplanowanie przebiegu instalacji elektrycznej (około 400m różnych przewodów), instalacji wodnej, kanalizacyjnej, gazowej, paliwowej, wentylacyjnej ! A wnętrze wygląda tak… Teraz, inaczej niż na zakrętach wyobraźnię należy włączyć na najwyższe obroty. Bardzo przydatna w tym procesie jest płyta pilśniowa (tania rzecz), kawałki drewnianych listew i gwoździe (też tanie). Połączenie tych materiałów z wyobraźnią daje takie efekty… Tu mała dygresja o tanich rzeczach: w tym czasie zacząłem rozumieć stare powiedzenie „kto ma statki, ten ma wydatki”…c d n
Cześć Kapitanie
na początek Agatka
Mam nadzieję, że masz jakiś program do rozpakowywania, bo książki są spakowane.
Poza tym: o skarbusia dbamy i viagrę lejemy !
Bardzo serdecznie pozdrawiamy A+A