Po trzech dniach pływania po Isfjordzie jesteśmy znów w Longyearbyen. Byliśmy pod lodowcem, w opuszczonej radzieckiej osadzie górniczej – Pyramiden i paru zatoczkach.
Zabawne jest trochę to zwiedzanie… Wysiada się na brzeg z pontonu i ogląda – trochę drewienka, trochę blaszek pordzewiałych, a to chałupka stoi… no historia. Wszystko co jest starsze niż 65 lat to „cultural remain” czyli chroniony prawem zabytek. A młodsze rzeczy to tylko zabytki. A niektóre pochodzą aż z XX wieku! Strach się położyć na ziemi, bo można do muzeum trafić jako eksponat – np. żeglarze z przełomu wieków :)
Wszystkie roślinki na Spitsbergenie są pod ochroną… Trochę to nie dziwi, bo lichutko tu z zielonym… a kwiatuszki miniaturkowe rosną.
Ciekawym miejscem okazało się Pyramiden. Chodzenie po opuszczonym mieście, pomnik Lenina, stara kopalnia – ciekawa atmosfera.
W sobotę dojechała do nas „nowa załoga”. Wieczór był bardzo miły z wizytą w lokalnym pubie i długą integracją w mesie.”Stara
załoga” odleciała wczoraj.
Odwiedzili nas Piotrek „Zwierzak” i Kasia, którzy pływają na Eltaninie – czyli Czerwonej Taksówce Arktycznej. O tym jak im
się pływa (i o innych wyprawach Kasi) możecie poczytać na blogu: http://keyla.geoblog.pl/. Miłe nam ich towarzystwo.
Rozkład jazdy Eltanina można obejrzeć na stronie: http://www.arktyka.com/
Dziś mamy w planie wyruszyć. Na początek Ny-Alesund, a potem się zobaczy.
I jeszcze specjalne podziękowanie dla MAMY MARCINA, która przygotowała dla nas pyszne mięso. Zjedliśmy je wczoraj na kolację. Pysznie Pani gotuje! Zapraszamy na Berga! ;) Kwiatuszek „arktyczny” w prezencie (tylko fotka, bo zrywać nie można :))