Zorganizowaliśmy dzień gospodarczy. Miały być wielkie działania. Ja zabrałam się porządkowanie garderoby – ciepłe rzeczy na dno bakisty, letnie na górę (lalala). Letnie rzeczy nieco zatęchły więc teraz jak wkładam „kiecki” to ciągnie się za mną fajniusi zapach starej szafy. Nieprzeciętnie.
Potem zajęłam się naszą stroną www – efekty TUTAJ.
Cierpliwości anielskiej (bo urodę to już mam) potrzebowałam, bo strony wczytywały się nieco wolno – prawie tak długo jak gry do Atari z magnetofonu. Adin, dwa, tri… zwariuję dopiero jak skończę…
Artur za to zabrał się za sprawy wielce techniczne, nie do ogarnięcia kobiecym rozumkiem. Zaobserwowałam jednak, że było wiercenie
, planowanie, mierzenie, rysowanie, wykopywanie połowy achterpiku celem wydobycia pilnika z ostatniej skrzynki na dnie (okraszane pojękiwaniami cierpiętnika, bo przecież nie przekleństwami!), potem to już z górki, bo dobranie wkrętów i efekt końcowy .Teraz mamy małą turystyczną lodówkę oraz 4 dodatkowe gniazda 12v.
Tak było wczoraj, a dziś wypływamy do Gibraltaru.