Prawie Raj… gdyby nie garść komarów i malutkie tęsknoty :)

Rejs 8 wystartował i od razu z pierwszego portu załoga podesłała relację i fotki (dzięki!)… dobrze, że bez komarów i meszek :) Zdaje się, że załoga nieco się rozkleiła* z powodu tęsknoty do domu… stąd wniosek, że nadstępnym razem trzeba zabrać bliskich ze sobą :)

„Według miejscowej legendy Bóg po stworzeniu Grenlandii zachwycił się swoim dziełem i jej pięknem i – aby nie była zbyt podobna do Raju – dorzucił garść komarów. Wielka to musiała być garść, co właśnie testujemy oczarowani Grenlandią. A towarzyszą nam miliony muszek razem wciskających się gdzie tylko można: do oczu, uszu, nosa. Poznaliśmy także ich smak. Nie zachwyca.
Tę uciążliwość rekompensują widoki fiordu, otaczających go gór, wody w różnych odcieniach zieleni i błękitu odbijającej niebo, i pokrytej, chwilami dość gęsto różnej wielkości lodowymi górkami, pagórkami, wzniesieniami, wymagającymi czujności i uwagi sternika.

Jedyne, co nam przeszkadza, niemanifestowane, ale jednak po jakimś czasie zauważalne to tęsknota za bliskimi, którzy zostali gdzieś tam daleko pośród upałów Wrocławia, Bielska Białej, Gdańska, Warszawy, bo stamtąd właśnie przyjechaliśmy, spotykając się na pokładzie linii AirGreenland.
I to wspomnienie należałoby opatrzyć tytułem, językowo koszmarnym, znanym Ci, Czytelniku, z telewizji: „Uwaga. Audycja zawiera lokowanie produktu”. Bo produkt jest tego po prostu wart. Na pokładzie samolotu wspomnianej linii podane Ci zostanie świetne jedzenie bez smaku plastiku, na ciepło i na zimno, liczne napoje do wybory, drinki, słodycze takie i owakie, też prawdziwe i – co ciekawe – markowe. Normalnie miodzio!
I tak się szczęśliwie zdarzyło, że Grenlandia też nas powitała miło, bo piękną pogodą. W Narsarsuag upał, pełne słońce, mili ludzie. Na lotnisku spotykamy naszego Kapitana i poprzednią załogę, czyli Wojtka. Trochę marudzimy, zbieramy informacje, pytamy, co warto zobaczyć. Marzy nam się spotkanie wołów piżmowych /tylko jak to powiedzieć po angielsku?/ wielorybów, białych niedźwiedzi. Może lepiej nie – komentuje Kapitan. I raczej nie ma na myśli bezpieczeństwa misiów, których w tej okolicy o tej porze roku nie ma. I raczej ma rację, jak zwykle zresztą.”

Relacja: Jurek
Zdjęcia: Jurek i Kasia

*Wiem, wiem Jurku „załoga nieco się rozkleiła” to nie do końca synonim „Jedyne, co nam przeszkadza, niemanifestowane, ale jednak po jakimś czasie zauważalne to tęsknota za bliskimi”… ale przecież interpretacja słów poety może być całkowicie subiektywna i taka też jest w tym miejscu :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.