Puerto de Mogan

Dostaliśmy upomnienie, że mało piszemy… ale wszystko z winy zbyt intensywnie spędzanego czasu… i braku Internetu.

Jesteśmy na Gran Canarii – w Puerto de Mogan. To nasze ulubione miejsce na wyspie… choć bardzo „cukierkowe” i turystyczne nam kojarzy się głównie z naszym postojem remontowym dwa lata temu. Już sobie zamówiliśmy dźwig na połowę listopada. Oczywiście usłyszeliśmy, że „NO PROBLEM” więc pewnie z tydzień będziemy czekać na miejsce :)

A teraz z życia rejsowego. Mamy silne wiatry z dobrego kierunku. Z portu do portu pływamy na żaglach ze średnią prędkością 5 węzłów (a nawet więcej) – o jakie to fajne! Ostatnio falę mieliśmy całkiem „konkretną”… a nasi „majtkowie” nadal trzymają się dzielnie! Nie chorują, nie marudzą… dyscyplinę trzymają :)

Majtek Tatko zdaje się całkiem „chwycił bakcyla”. Wyliczył ostatnio (tylko nie wiem z jakiego wzoru), że jeszcze ze 20 lat „pociągnie” na tym świecie… czyli jeszcze 20 rejsów na Bergu odbędzie. Chyba będzie trzeba awansować go na oficera!

Poza żeglowaniem była wycieczka po Gran Canarii – niestety pogoda w górach fatalnie popsuła wszystkie widoki.

Wczoraj byliśmy na wydmach przy Maspalomas – wieje kalima, która zrobiła nam w głowach Saharę. Nie dało się usiedzieć na plaży, a fala powalała każdego!

Jutro wypływamy na Teneryfę i nieubłaganie zbilażamy się do końca ostatniego rejsu w tym roku… szybko zleciało.